mobile

Chciałam móc wpływać na to, co się dzieje w moim otoczeniu

Wywiad z Anetą Skubidą, niezależną radną w Radzie Dzielnicy Wola

TAGI
Chciałam móc wpływać na to, co się dzieje w moim otoczeniu

- Co sprawiło, że postanowiła Pani zaangażować się w samorząd terytorialny?

- Chciałam móc wpływać na to, co się dzieje w moim otoczeniu. Zanim zostałam radną, działałam w stowarzyszeniu mieszkańców na Woli. Z kolei ta działalność zaczę- ła się od niezgody mojej i sąsiadów na to, by nasze osiedle niszczało. Podjęliśmy działania, gdy okazało się, że w planie zagospodarowania przestrzennego miasto planuje przedłużenie ulicy Siedmiogrodzkiej do ulicy Płockiej, co skutkowałoby podzieleniem naszego osiedla. To z kolei powodowałoby wiele negatywnych konsekwencji, jak np. niebezpieczeństwo ze strony samochodów czy likwidacja placu zabaw dla dzieci. Gdy zgłosiliśmy się do urzędniczki w tej sprawie, ta usiłowała nam wmówić, że ulica ominie plac, choć było wiadomo, że to nieprawda. To pokazało mi, jak bardzo urzędnicy oderwani są od rzeczywistych problemów mieszkańców. Ostatni projekt MPZP na szczęście uwzględnił nasze uwagi. Drugą ze spraw, które mnie poruszyły jeszcze jako nastolatkę, była kwestia niszczejącego stadionu Sarmaty. Walka o zachowanie tego terenu dla celów rekreacyjno-sportowych wciąż trwa… Moja chęć do działania wynika również z mojego kierunku studiów – politologia ze specjalnością w polityce społecznej. Odbyłam także praktyki w biurze poselskim oraz w Parlamencie Europejskim. To wszystko sprawiło, że poczułam, iż warto się zaangażować, zmieniać otoczenie i naprawiać to, co w nim nie działa.

- Czy istnieje realna szansa, by z pozycji radnego niezależ- nego, który działa w otoczeniu przedstawicieli dwóch wielkich partii, coś zmienić?

- Sporo udaje się zrobić. Gdy ma się własny komitet, tak jak w moim przypadku, to łatwiej jest się przebić ze swoimi opiniami, niż gdy się jest jednym z iluś członków partii. Ściąga się również większą uwagę mediów. Choć trzeba przyznać, że czasem Urząd Dzielnicy podpina się pod nasze akcje, jak np. Ratujmy Wolskie Koloseum. Gdy z grupą pasjonatów wolskiej historii i zabytków wpadliśmy na pomysł happeningu, UD natychmiast wysłał do mediów informację prasową zatytułowaną „Ratujemy Wolskie Koloseum”, w której wskazał, że podejmuje działania w tej właśnie sprawie. O działaniu społeczników oczywiście nie było w niej mowy. Jedną z ostatnich zmian, które są skutkiem moich działań, jest poprawa sytuacji na Rondzie Daszyńskiego. Ogrodzenie budowy drastycznie ograniczało tu widoczność dla rowerzystów i pieszych, a dostęp do pasów dla pieszych był utrudniony. Stąd też w tym miejscu dochodziło do wielu niebezpiecznych sytuacji. Problem jednak został rozwiązany – inwestor przesunął ogrodzenie, a miasto dobudowało chodnik. Przesunięty został również kosz na śmieci, któ- ry tam przeszkadzał. Trzeba przyznać, że stosunek radnych się zmienia. Na początku widziałam, że wielu partyjnych radnych uwa- żało, że zabieram czas swoimi wystąpieniami – przecież to PO ma samodzielną większość w Radzie, więc to ta partia decyduje o wszystkim. Teraz mam wrażenie, że jest nieco lepiej. Być może radni zaczynają dostrzegać, że są efekty moich działań, a zagro- żenia, o których mówię, jak np. skażenia gruntów i wód powierzchniowych na Woli, są realne i poważne. Zdarza się, że po sesji zadają pytania, z pojedynczymi udaje się nawiązać współpracę wokół konkretnych spraw. To dobrze, bo ja też nie jestem ekspertem w każdej dziedzinie i dobrze jest móc przekierować mieszkańca do radnego, który akurat na danej sprawie się zna.

- Czy mieszkańcy pojawiają się na Pani dyżurach? Z jakimi problemami głównie przychodzą?

- Prowadzę dwa rodzaje dy- żurów: stałe i mobilne. Na stałe dyżury, które prowadzę w Urzędzie Dzielnicy, mieszańcy przychodzą częściej z problemami dotyczącymi przyznawania mieszkań socjalnych i komunalnych, a także działalności Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami: skarżą się na niewłaściwie wykonany remont lub jego brak. Pojawiają się problemy związane z transportem i z zielenią. Mobilne dyżury z kolei odbywają się głównie w wolskich kawiarniach. Tam częściej przychodzą ludzie z konkretnymi pomysłami dla społeczności lokalnej związane np. z poprawą efektywności energetycznej, odnawialnymi źródłami energii, ochroną zabytków czy budżetem partycypacyjnym.

- Pani aktywność wymaga poświęcenia dużej ilości czasu i energii. Choć do wyborów samorządowych jeszcze dwa lata, pojawia się pytanie, czy będzie Pani miała ochotę kontynuować swoją pracę?

- Liczę, że w kolejnych wyborach utworzymy bezpartyjny komitet, któremu uda się wprowadzić do Rady przynajmniej 5 osób, a wtedy łatwiej będzie dzielić się zadaniami. Współpracuję z dużą liczbą ludzi, choć ich stopień zaangażowania jest różny. Cenne jest jednak to, że rozwija się myślenie, by dbać o otoczenie, i że do tego wielka polityka nie jest potrzebna. To daje szansę, że wzajemnie się uzupełniając, uda nam się stworzyć coś większego. - Dziękuję za rozmowę. Rafał Osiński

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda