mobile

Jeszcze nie dno, ale już tragikomedia – 60 lat Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu

Jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć, jaka jest ta polska piosenka na podstawie tego, co widzieliśmy w tym roku, kupiłby jakiś mocny trunek i go skonsumował, a może nawet dwa lub trzy, żeby nie pamiętać albo zapomnieć to, co zobaczył. Po 60 latach tego festiwalu można zacytować pewien utwór: Ale to już było. I ciągle mam nadzieję, że kiedyś jednak wróci

Aron Volt
Jeszcze nie dno, ale już tragikomedia – 60 lat Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu

Jak to jest możliwe, żeby tak „zmasakrować” kiedyś najważniejsze, teraz jedno z najważniejszych krajowych wydarzeń muzycznych? Jest możliwe i to jeszcze jak!

A miało być tak fajnie

Jubileuszowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu organizowany przez TVP miał być czymś wyjątkowym choćby z racji obchodzonych 60 lat. Tak naprawdę tylko Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie – kiedyś zdecydowanie najważniejsza impreza muzyczna w naszym kraju, dziś podzielony na „wersję” Polsatu pod nazwą Polsat SuperHit Festiwal oraz „wersję” TVN Top of the Top Sopot Festival jest starszy. Polsat swój festiwal już zrobił w maju, TVN planuje zrobić w sierpniu.

Każdemu jak sądzę jubileusz kojarzy się z czymś zaskakującym, szczególnym, oszałamiającym, niespodziewanym, szokująco świetnym, gdzie „co chwilę” można wznosić okrzyki „WOW”, „ochy i ahy”, zapierającym dech czyli po prostu takim wyjątkowym, który zapamięta się na bardzo długo.

Sądziłem zatem, że zobaczymy niebywałą scenografię, wszystkich żyjących wokalistów i każdy z nich przygotuje wiązankę swoich największych hitów, zobaczę „spotkania po latach” tych, którzy z różnych powodów żyją poza Polską i tych, z którymi występowali dziesiątki lat temu - to wszystko jednego dnia, przeznaczonego wyłącznie na wspomnienia. W innym dniu natomiast usłyszymy „nową generację” czyli najlepsze polskie młode talenty oraz największe przeboje, tak jak kiedyś bywało. To tak w ogromnym skrócie.

Festiwal w realu

Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej niż mógłbym przypuszczać prozaiczna i banalna, a nawet śmieszna, dlatego w artykule przypomnę cytaty z rewelacyjnego i kultowego już filmu Rejs Marka Piwowskiego, bo chyba nawet pasują.

Naszym oczom ukazał się festiwal „podzielony” na 6 koncertów (każdego wieczoru dwa), z czego 3 z nich były związane z przeszłością, a pozostałe 3 z teraźniejszością.

Piosenki, które już znamy czyli inżynier Mamoń rządzi

O koncertach wspomnień nie będę się rozpisywał, bo zgodnie z historyczną już zasadą inżyniera Mamonia z filmu „Rejs” – Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?

Pamiętając o tej słynnej wypowiedzi wśród starszych i znanych utworów, każdy mógł znaleźć te, które mu się podobały i można było troszkę powspominać. I tak też było w Opolu. Zresztą wszędzie, na jakiejkolwiek imprezie byśmy byli znane już nam hity są najlepsze i już! Tak było, jest i będzie!

Tyle tylko, że zamiast oryginalnych wykonań czyli z udziałem tych wokalistów, którzy je wylansowali i w oryginalnych aranżacjach, otrzymaliśmy w większości „podruby” w nowych aranżacjach. Jedne były dobre, inne gorsze. Podobnie jak ich wykonawcy – jedni zaśpiewali nieźle, inni gorzej, jeszcze inni kiepsko.

Te trzy wspominkowe koncerty to był absolutny „misz masz”.

A to w koncercie upamiętniającym osoby już nieżyjące pojawiło się zdjęcie artystki, która żyje i mieszka w Szwecji, a to „wybrano” jakimś kluczem zmarłych artystów, o innych nie wspominając nic, a to te same osoby innego dnia znowu pojawiły się w kolejnym koncercie (a właściwie ich dorobek) itp.

Czy nie byłoby rozsądniej jeden wieczór przeznaczyć na artystów, którzy odeszli, drugi na największe przeboje w historii festiwalu, a trzeci na aktualne propozycje? Nie, bo zawsze musi być "po swojemu" - zazwyczaj byle jak, byle było.

Reasumując ktokolwiek, kiedykolwiek, gdziekolwiek nie zrobiłby takiego koncertu, w którym przypomina się znane przeboje, zawsze będzie się podobało. No, może niekoniecznie w nowych interpretacjach…

W kółko ci sami wokaliści

I jeszcze jedno spostrzeżenie. Wiem, że to nie jest wielkie odkrycie, ale w tych koncertach widzieliśmy kilka razy te same twarze czyli wielokrotnie wystąpowały te same osoby i nie ukrywam, że na początku było nawet zabawnie, gdy zobaczyłem kogoś po raz kolejny zaczęło być nudnawo, ale serdecznie miałem już dość przy trzecim podejściu. A przecież byli i tacy, których widzieliśmy jeszcze częściej. Przerażające!

Z medialnych doniesień wiemy jaki jest tego powód i wiemy, że jest wiele osób, które nie mają ochoty współpracować z firmą pod nazwą TVP i nie jest to żadne zaskoczenie. Zupełnie fatalnie jednak wygląda to wówczas, kiedy odbywa się taka impreza jak festiwal muzyczny, na którym oglądamy „w kółko te same osoby”, zatem przestajemy w ogóle oglądać, bo gdziekolwiek się nie odwrócimy wyskakuje pani X czy pan Y potocznie zwani "pupilami".

Podsłuchana rozmowa w metrze

Byłem trzy dni temu świadkiem rozmowy w metrze dwojga starszych osób, które nawiązały do Opola, mówiąc, że to nie jest już ten festiwal jak kiedyś i że zastanawiają się czy te osoby, które na okrągło widać w produkcjach wspomnianej firmy nie wstydzą się tego i nie boją, że nikt nie będzie chciał mieć z nimi nic wspólnego w przyszłości, że są „skończone”. Wtedy sobie pomyślałem, że ludzie to widzą i zwracają jednak uwagę na takie rzeczy.

Ok, wracam do festiwalu – aha jeszcze mała uwaga: już wkrótce ponownie zaczniemy oglądać koncerty realizowane co tydzień przez publiczną telewizję i możemy być pewni, że zobaczymy w każdym znane nam już te same nazwiska bez względu na ich poziom i umiejętności, nie wspominając o talencie (sic).

Prawdziwe Opole czyli nowości na scenie

Chciałbym chwilkę przeznaczyć na 3 koncerty związane z teraźniejszością czyli: „Od Opola do Opola”, „Debiuty” i „Premiery”.

Jubileusze bywają co pewien czas, ale "prawdziwy" festiwal zaczyna się podczas koncertów "tu i teraz" .

Koncert „Od Opola do Opola” w założeniu ma pokazać wszystko to, co wydarzyło się na polskim rynku muzycznym przez ostatni rok. Niby proste, a jednak jak się okazało niekoniecznie.

Pomijając fakt, że „pamiątkowe” nagrody dostają już prawie wszyscy za wszystko, za to że są, zapamiętam jednak najbardziej kompletnie bezsensowne „wstawki" Marka Sierockiego czyli rankingi dotyczące ludzi lub utworów, którzy znaleźli się na szczycie list przebojów, najczęściej odtwarzanych piosenek, największej oglądalności w ostatnim roku itd., a za chwilę na scenie „bez składu i ładu” słyszymy wykonawcę i utwór, który kompletnie nie ma nic wspólnego ze wspomnianym rankingiem.

Kiedy pan Sierocki zaczynał poszczególne wyliczanki, byłem przekonany, że oto teraz na scenie zobaczymy kogoś z miejsca 1 tej wyliczanki czyli np. najczęściej odtwarzany utwór roku. Sądziłem, że taka powinna być logika. Po to organizuje się raz w roku wydarzenie jakim jest festiwal, żeby pokazać najlepszych. Niestety nie w tym przypadku i nie na tym festiwalu.

Koncert premier - po prostu tragedia

Jeszcze gorzej było podczas koncertu „Premier”. Zadaniem premierowych utworów jest m.in. zaprezentowanie nowych utworów oczywiście, ale przede wszystkim wylansowanie hitów, takich piosenek, które po latach będziemy nucili i np.od razu nagramy je do naszych playlist.

To co zobaczyliśmy w Opolu, to była tragedia – jeszcze większa od poprzedniego opisanego koncertu.

Żadna, dosłownie żadna piosenka nie nadaje się do czegokolwiek! Żadnej nie jestem w stanie zanucić i zapamiętać! Zaraz po tym koncercie zapomniałem o tym, co przed chwilą widziałem! Na tym ma polegać znalezienie przeboju i wylansowanie hitu? Ludzie przecież chcą się bawić, śpiewać, tańczyć czy wzruszać...pamiętać. Po to się tworzy muzykę, dla publiczności.

Gorzej być nie może? Może, może jak się okazało...ale o tym za moment.

Solo Blanki lepsze od wszystkich razem wziętych nowości - mogło zająć cały wieczór 

Tak niektórzy się śmiali z piosenki „Solo” w wykonaniu Blanki czyli naszej tegorocznej reprezentantki na Eurowizję. Faktem jest, że genialnego głosu nie ma, ale za to wylansowała prawdziwy przebój. To jest właśnie hit! I teraz możemy porównać show z Eurowizji z tymi występami stojących lub chodzących po scenie artystów, którzy zrobili na mnie fatalne wrażenie. Ani przeboju, ani głosu ani nawet show! Nawet tego nie byli w stanie przygotować – zapomnieli widocznie, że jeśli nie ma się niczego sensownego do powiedzenia czy zaśpiewania, to przynajmniej można "powyglądać". Potem taki artysta zostanie w ogóle zapamiętany, mniej więcej tak: nie ma głosu, zero przeboju, ale za to wygladał/ła - lepsze to niż nic!

Ale ku mojemu zaskoczeniu Blanki też nie było czyli eksportowego towaru (mam na myśli piosenkę), nie mogliśmy ani usłyszeć ani zobaczyć. Gdyby jednak była, mogłaby śpiewać Solo cały wieczór – przynajmniej można byłoby potańczyć.

Kto wygrał premiery? Państwo oczywiście wiecie, bo jesteśmy już po festiwalu, zatem tylko dla porządku dodam, że wygrał w głosowaniu jurorów...Rafał Brzozowski.

Blanki nie było, ale za to było głosowanie „na wzór i podobieństwo Eurowizji” tylko znacznie bardziej ubogie i ponownie „byle jakie”. Pomysł na łączenie z 16 ośrodkami świetny, tylko dalej już było gorzej. Nie dość, że nie wiemy kto w tych ośrodkach głosował, punktacja obejmowała tylko 6 piosenek na 10 zaprezentowanych (dlaczego nie można przyznać punktów każdej piosence od 1 do 10 pkt?), czyli dziennikarze z poszczególnych ośrodków informowali nas – widzów o najwyżej nocie 6 pkt, bo pozostałe 5 not znalazło się na bardzo nieczytelnej tablicy wcześniej. Kolejna wpadka! Potem głosowali ludzie i wybrali Halinkę Mlynkovą z zespołem Tulia.

Debiuty czyli całkowity koszmar (nie ten z ulicy Wiązów)

Na koniec zostawiłem mój ulubiony koncert czyli „Debiuty”, w końcu tylu jest utalentowanych młodych ludzi w kraju, że jest w czym wybierać. Od razu napiszę, że wygrał ten koncert zespół Felivers pochodzący z Sochaczewa.

I kiedy zacząłem oglądać ten koncert, a w nim prawie samych „przedstawicieli” programów organizatora takich jak „Szansa na Sukces” czy „Voice of Poland” nie wierzyłem, że cała Polska to kilka tych samych osób, które już znam i to w ramach wspólnej rodziny programowej. 

Ten akurat koncert oglądałem w towarzystwie kilku zaprzyjaźnionych osób, nie rozumiejących języka polskiego, ale związanych luźno z branżą muzyczno – medialno – eventową w swoich krajach. Nie będę cytował ich wypowiedzi odnośnie tego, co usłyszeli i zobaczyli, ale spokojnie mógłbym wyłączyć telewizor i skierować uwagę na jakiekolwiek inne zajęcie – każde byłoby ciekawsze!

To co widzieliśmy, to dopiero był dramat! Na pytanie skąd ci ludzie się wzięli odpowiedziałem, że z „zaprzyjaźnionych” programów, co zresztą w większości przypadków było zgodne z prawdą. Tego nie dało się słuchać i oglądać. Po takim właśnie koncercie, a właściwie po opisanych przeze mnie 3 można powiedzieć, że „Opole zeszło na psy”. Jeszcze nie na dno, bo wspominkowe koncerty uratowały cokolwiek, nawet w wykonaniu wielokrotnie tych samych ludzi, ale zawsze to coś, co znamy przecież…

Jakie są moje wspomnienia z tego wydarzenia?

Zacznę od cytatu oczywiście z filmu Rejs:

Z tych naszych rozmów wyłania się idea występów i… jakich jeszcze nie było. Stworzenia czegoś zupełnie nowego. Nowa wartość może powstać jako synteza różnorodnych sprzecznych ze sobą wartości. Jeżeli chcemy osiągnąć nową wartość, musimy doprowadzić do konfliktu między tym, co fizyczne, a tym, co duchowe. Jeżeli natura, więc fizyczność, jest czymś pierwotnym, czyli tezą, to kultura jest jej antytezą, a synteza tym, co pragniemy osiągnąć. Gdy ktoś z nas gimnastykuje się, reprezentuje naturę, więc tezę, jeśli ktoś z nas śpiewa, reprezentuje kulturę, więc antytezę. Chcąc stworzyć sztukę na naszą miarę, musimy zwiększyć w niej udział wysiłku fizycznego, a dla antytezy i duchowego. I to jest nowa strategia syntezy. I to jest nowa koncepcja sztuki.

Właściwie nie muszę nic więcej dodawać, ale jednak...

Oprócz faktu jubileuszu to wspomnień nie mam kompletnie żadnych! Napisałem we wstępie, że to troszkę jak tragikomedia czyli takie połączenie dwóch skrajnych gatunków.

Tragedia, bo poziom był tragiczny, a komedia, bo jak określić sytuację, kiedy te same osoby przez trzy dni śpiewały nieswoje zresztą piosenki. I do tego uwierzyły, że naprawdą potrafią wszystko...

A oprócz tego bardzo prosta i kompletnie bez rozmachu scenografia, niektóre aranżacje co najmniej dyskusyjne i ta „moda”, żeby panowie w garniturach nosili sportowe obuwie przy czym nie mam na myśli garniturów sportowych.

Czytnik za przewodnika

A jednak „powiało” światowo, kiedy wzięto przykład m.in. z festiwalu włoskiej piosenki w Sanremo tylko znowu „tak po polskiemu” czyli po naszemu. Zastanawiacie się co mam na myśli?

Już informuję, że na festiwalu w Sanremo, który odbywa się w Teatrze Ariston, vis a vis wszystkich występujących na scenie znajdują się telebimy – promptery, na których wyświetlane są wszystkie możliwe teksty dla prowadzących i teksty piosenek (tak na wszelki wypadek). Prompter to ekran znajdujacy się tuż pod „okiem” kamery, z którego korzystają wszyscy prezenterzy, szczególnie programów informacyjnych. Na festiwalu są one większe, żeby z odległości był widoczny tekst. W Sanremo w zależności od roku mieliśmy od 3 do 5 umieszczonych w różnych miejscach teatru.

W Opolu mieliśmy jeden, w centralnym punkcie amfiteatru ( nie biorę pod uwagę tych, z których korzystali prowadzący znajdujący się w innych miejscach wokół sceny) i na nim były wyświetlane teksty piosenek czy zapowiedzi. Szczególnie było to widoczne podczas tych występów, kiedy „wszystko śpiewający” ( byli już "wszechwiedzący") wokaliści wykonywali kolejny czyjś cover i bez promptera ani rusz. Było to już śmieszne i żenujace zarazem! Ale cóż zrobić kiedy parę osób zaśpiewa wszystko, nawet utwory "których jeszcze nie znamy" i ...nie poznamy.

Mieliśmy też "do wyboru do koloru" różne role tych samych postaci. A to np. Marka Sierockiego jako prowadzącego, Marka Sierockiego jako głosu "z offu" czyli czytającego rankingi popularności czy Marka Sierockiego - członka jury, Marka Sierockiego - reżysera, nie wspominając zapewne o Marku Sierockim uczestniczącym w procesie selekcji i doboru wokalistów;  jeszcze nie zaśpiewał, podobnie jak inni prowadzący, ale było też na odwrót, a co nie można? Wokaliści, a właściwie zespół muzyczny usiłował z owego promptera "pogospodarzyć" nieco - jak im to wyszło, wszyscy widzieliśmy. Żenada!

Po tym festiwalu pozostanie jeszcze niesmak związany ze skandalicznym zachowaniem jednego z reżyserów skądinąd mojego najbardziej ulubionego koncertu czyli absolutnej tragedii do kwadratu - Debiutów, który wobec jednej z wokalistek wyraził się niegrzecznie. Specjalnie nie wymieniam ich nazwisk, ale ta afera jest już tak znana, że zapewne większość czytelników wie, o co i o kogo chodzi. A ją znam z opisów medialnych i tego, co można było przeczytać w internecie, ale jeśli jest to prawdą, nie rozumiem, co ten pan jeszcze robi w mediach. Nie tylko w TVP, ale w ogóle w mediach! Każdych! Jeśli ktokolwiek w stosunku do kogokolwiek używa wulgarnych określeń lub zachowuje się arogancko (i nie chodzi mi w tym momencie o tego konkretnego człowieka tylko o zasadę), powinno się natychmiast każdemu podziękować za współpracę. Typów prostackich i chamowatych jest u nas dostatek, więc nie trzeba ich mnożyć i akceptować w żadej roli.

Co dalej z festiwalem?

Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu już dawno nie powala poziomem, nie jest najważniejszy na polskiej scenie muzycznej, a teraz nie jest już nawet ciekawy. Ciekawość bowiem polega na tym, że nie wiadomo, co się wydarzy. Tu nawet to jest przwidywalne. Jeśli wiem kto wystąpi, to kompletnie nie mam już ochoty słyszeć nawet co zaśpiewa.

Dobrze jednak, że w ogóle festiwal istnieje, niż miałby zniknąć, zgodnie z tezą, że lepiej mieć niż nie mieć, bo może znowu wkurzy, albo rozśmieszy, albo zniesmaczy, ale to wszystko jest lepsze niż nic!

Zawsze też znajdą się tacy, którzy będą chwalić i tacy, którzy lubią bądź muszą przytakiwać, ale gustów się nie ocenia, troszkę tak jak w Rejsie:

Każdy może, prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczanie do krytyki panie to nikomu nie podoba się. Więc dlatego z punktu mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było. Tylko aplauz i zaakceptowanie. Tych naszych, prawda, punktów, które stworzymy

Mamy na polskiej scenie muzycznej 3 telewizyjne festiwale: Polsatowski w Sopocie (taka polska nowoczesna konkurencja dla opolskiego), wspomniany opolski w TVP i TVN w Sopocie (tam czasami pojawiają się wątki międzynarodowe).

Szkoda mi jednak tych dawnych sopockich festiwali z międzynarodową obsadą zarówno w konkursach, jak i występach galowych. Może kiedyś taki festiwal powróci...a na razie

Bardzo mi przykro. Festiwal Polskiej Piosenki jestem

I pomimo wszystko niech jeszcze pozostanie...

fot.Wirtualne media

 

 

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda